Czy w miejscu waszego zamieszkania wybuchł keidyś pożar, była powódź, trzęsienie ziemi czy trąba powietrzna? Kiedy to było? Co w tym momencie robiliście?
Przeżyłam trąbę powietrzną... Było to w poprzednie wakacje
na warsztatach teatralnych w Błotnicy Strzeleckiej w
województwie opolskim. Siedzieliśmy w pałacyku kiedy
rozpętała się straszna burza, kiedy wyjrzałam przez okno na
piętrze zobaczyłam latające dachówki, jakieś blachy i
gałęzie. Po chwili ujrzałam jak w stronę pałacyku zbliża
się wirująca ziemia i pyły razem z gałęziami itp. Wtedy nasz
instruktor zaczął krzyczeć, że mamy zejść do podziemi.
Kiedy wszystko ustało, wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy,
że kilkuhektarowy park, który otaczał pałacyk już nie
istnieje - prawie wszystkie drzewa były wyrwane z korzeniami...
Żeby się wydostać musieliśmy bite pół godziny przełazić
po tych drzewach, bo przejazd był zatarasowany. Wokół były
pozrywane linie wysokiego napięcia, większość domów była w
gruzach... Ludzie mieszkający tam stracili praktycznie wszystko.
W pałacyku nie mieliśmy prądu, wody i zapasów jedzenia więc
musieli przyjechać po nas rodzice, bo pociągi nie mogły
jeździć. Przez to do dzisiaj boję się burzy i wiatru....
U mnie we Wrocławiu była powódź w 97'...byłam wtedy jeszcze
dosyć mała...pamiętam tylko, że nie było prądu, ludzie
siedzieli na dachach budynków, latały helikoptery z pomocą dla
powodzian (jedzenie, lekarstwa itp.). Po ulicach płynęły
łodzie, pontony, czasem martwe zwierzęta. Dużo ludzi straciło
wtedy swój życiowy dobytek, głównie ci mieszkający na
obrzeżach miasta, w domkach, na działkach. Były też ofiary
śmiertelne. Nic dziwnego, że powódź miała miano "powodzi
tysiąclecia". Pamiętam jeszcze, że obserwowałam to wszystko z
okna (mieszkam na pierwszym piętrze, więc mnie ani mojej
rodziny uciążliwe skutki powodzi nie dotknęły).
Podobnie jak Depeszka. Mieszkam w Kobylej Górze i ta
miejscowość tez była dotknięta powodzią '97, ale nie tak
bardzo jak Wrocław. Miałem wtedy 3 lata i pamiętam jak z tatą
chodziłem do piwnicy obserwować czy woda się powiększa.
Miałem takie wiaderko małe i sam wylewałem tą wodę z piwnicy
i sypałem piasek do worków-to takie moje urywki, szczegółów
nie pamiętam. Uczestniczyłem tez w wypadku samochodowym w ub.
r. ale nic na szczęście mi się nie stało...
Odpowiadasz użytkownikowi pepej94
Zgłoś odpowiedź do moderacji
Odpowiedział(a): gość, 29 czerwca 2009, 11:33[#odpowiedz]
1
taak, ja też przeżyłem powódź w 97r. Fakt, że miałem 3
latka, ale jednak pamietam ten strach.. nie rozumiałem zabardzo
ale wiedziałem że coś jest nie tak, tyle wody w piwnicy,
byłem wtedy u babci, rodzice się nie mogli do nas dostać.
Okropne..
u nas tez byla powodz stulecia w tym czasie co w polsce. bardzo
duzo pieknych budynkow poniszczylo i pozalewalo ale dzieki Bogu
nie bylo ofiar smiertelnych. samochody to plywaly jak stateczki
ren tak czasem wylewa jak odra bo jest uregulowany.wisla na
szczescie nie.
Ja przeżyłam Pożar ! U moich
sąsiadów zapaliła się stodoła ! Dym okropny ! Gasili dość
dłuugo !
Wszyscy się schodzili ! I oglądali co się stało !
Serce waliło mi wtedy niesamowicie !
Ale na szczęście ugasili i nikomu się nic nie stało !
Czarnaaa: ja niestety przezylam to samo tego samego dnia,rowniez
w Błotnicy...mieszkam tam od urodzenia,pałacyk i park to byl
moj widok z okna
tego dnia nigdy nie zapomne..pamietam ze bylo to Święto..mialam
isc do kosciola,ale jakos zaspalam..normalnie o 13 obiadek,potem
na kompa..o 16 szlam do kumpeli pogadac.Nagle rozpętala sie
ogromna burza.my oczywiscie siedzialysmy na komputerze.Jak za
pierwszym razem walło,aż zlecialam z fotela(naprawde)..kazalam jej wylaczyc kompa,w
tym czasie polecialam do okna co jest grane..jak za drugim razem
jeb*o to myslalam ze mi serce stanie.Bez zastanowienia kolezanka
calkowicie wyciagnela z gniazdka kabelek przewodzacy prad do
kompa.Pobieglysmy na doł do kuchni(bo razem razniej) i
zaczelysmy gadac z jej ciocia.szum byl niesamowity.chodzby 500
samolotow ladowalo na jej podworko..podeszlam do okna popatrzec
co jest grane..i co widze?"COS".. co to bylo?na poczatku
przypomnial mi sie huragan Emma..ale nieee..za lekko wialo :/ zza
blokow ujawnil sie dosc duzy lejek.spanikowalam.wyciaglam telefon
i zaczelam kamerowac.co to bylo?juz wiedzialam ze tornado.razem z
tym wlokły sie dachowki,krzeszla,materace..drzewa
pobieglam do sypialni jej rodzicow bo akurat z tamtad miala widok
na cala wies.zobaczylam-parku nie ma..i tylko powiedzialam: "jak
parku nie ma to mojego domu tez nie.." i zaczelam plakac..z
wielkim hukiem wylecialam z domu J.pobieglysmy razem do mnie.Ile
na ulicy aut bylo kazdy z
telefonem,lub aparatem(ale zeby ktos wyszedl pomoc?nikogo takiego
nie bylo...)bieglam ile mialam sil.deszcz lal okropnie..ehh.no i
dotarlam do mojego domu..oczywiscie w gruzach co najlepsze mielismy zakaz wstepu bo
bylo zagrozenie zawaleniem :/ pierwsze co zrobilam to leciałam
zobaczyc co z moja mama i mlodsza siostra..na szczescie przezyly
oby dwie plakaly,bo dach im sie
nad glowa zawalil..przytulilam sie do nich i wszystkie zaczelysmy
beczec..bo nic nam nie zostalo..
KONIEC.
p.s.minąl juz prawie rok,a my nadal tam nie mieszkamy bo budowa
jeszcze nie jest zakonczona...
to prawda co pisze agusia....
jestem jej młodszą siostrą
byałm w domu z mamą a aga u koleżanki
zaczęło grzmieć to wyłączyłam komputer bo boję sie
burzy... moja mam wtedy spała w pokoju goscinnym i po godzinie
sie obudziła gdy grzmoty były juz tak głosne ze szyby zaczeły
nam sie trząś. ja siedziałam na kanapie przykryta kocem a mama
chodziła z różańcem i modliła sie żeby to wsystko juz
minęło....modlitwa jednak nie podziałała..... stanęła przy
oknie i zawołała mnie do siebie zobaczyłam wielki lejek i
zaczełam płakac. widziałam jak wszystkie drzewa w paru
zaczęły latać i spadały na nasze podwórko..... mama wtedy
powiedziała, że nie mam sie bać, że w domu nic mi sie nie
stanie i wtym momencie urwało na dach..... z mamą pobiegłysmy
pozamykac okna ale nie zdążyłysmy zamknąć w pokoju mamy.
chciała zamknąć drzwi ale kawałe trąby wszedł do pokoju i
wyrwał mamie drzwi z ręki
zbiegłysmy na dół i chciałysmy wybiec z domu ale taka
cholerna siła trzymała dzrwi wyjsciowe ze nie umiałysmy ich
otworzyc. to nawet dobrze bo gdy ktos otworzył nam drzwi
zobaczyłysmy pełno drzew, dachówek i blach na naszym
podwórku. gdybysmy wyszly dzis by nas juz nie było to było straszne przezycie....
najpierw tornada potem powodzie a co znaniedługo może susza nikomu nie życze takich
przeżyć.... nawet największemu wrogowi
z 7 lat temu była u mnie burza i trąba powietrzna ale mała na
szczęście...
ale ten październik i listopad są dla mnie naprawdę pechowymi
miesiącami:
1złamałem palec u nogi=noga prawie do kolana w gipsie
2zemdlałem i walnąłem buzią o asfalt=na nosie, czole i pod
nosem podrapane
3w ostatnią sobotę zarzuciło mnie na skuterze i wylądowałem
na asfalcie przygnieciony 150 kilogramowym pojazdem=dużo
siniaków+luserko oberwane w skuterze+skuter porysowany...
nie wiem czemu mam takiego pecha ostatnio...
3 osoby przeżyły tą samą trąbe powietrzną
Współczyje. Ja nigdy nie przeżylem katastrofy.
Lecz spanikowałem jak się rozpętala burza (i to mocna)
Było to oberwanie chmury bo był upał po kałużach śladu nie
było, a jak po burzy to woda prawie do kolan była.
Pamiętam wtedy byłem w domu kultury w Debrznie co mama
przybiegla po mnie i do jej sklepu wołala (bo była w pracy) i
przeczekaliśmy u niej w sklepie.
To się nawet nie równa z opowiadaniami Czarnej, Agusi i Doni
Odpowiadasz użytkownikowi domiklosi
Zgłoś odpowiedź do moderacji
Dodaj odpowiedź
Zaloguj się, aby móc odpowiedzieć na pytanie i cieszyć się pełną funkcjonalnością serwisu. Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się.