Zapewne sa ze mnie dumni...a dlaczego? Moga byc rozne aspekty...
Nie umiem chyba zdefiniowac dlaczego lub z jakiego powodu sa ze
mnie dumni - trzebaby bylo ich o to zapytac...
ależ oczywiście, są
dobrze się uczę, pomagam im, uwielbiam spędzać z nimi czas
(czasami bardziej, niż z rówieśnikami), wiedzą o mnie i o
moim życiu prywatnym naprawdę bardzo dużo, pomagają mi,
doradzają, tolerują moje zachowania, chociaż czasami nie mam
do nich szacunku. ale mówią mi o tym. mówią, że są ze mnie
dumni
pewnie byłem drugim dzieckiem ale pierwszym synem więc u ojca
zapunktowane (pierworodny ale u
matki też git, mam spoko rodziców, ale widzę że jestem jakiś
kur,wa inny tak czytając ogółem pytajnie to jestem jako jeden
z niewielu który nie kłóci się z bratem i ma spoko rodziców.
Odpowiadasz użytkownikowi roy3000
Zgłoś odpowiedź do moderacji
Odpowiedział(a): gentelmanpaul, 19 kwietnia 2010, 22:51
0
dziwne bo mam to samo. ja myslalem ze wszyscy tak maja, ale
niestety nie.....nam sie udalo.
wiesz to ma związek z wzajemnym szacunkiem, wiadomo nie zawsze
było kolorowo ale rodzic to rodzic i nie ma chu.ja, nawet jak
nie ma racji, to głowa w dół i do pokoju, a połowie się coś
popier,doliło i myślą że są panami świata.
Nie są, i po za tym, nie mają powodów do tego...
A to ze względu, że nawet kiedy się starałem i wgl. to nie
słyszałem żadnej pochwały...
może kiedyś jak byłem takim małym pyrtkiem...
Ale np. z 3 lata temu, jak posprzątałem, to i to, tam i tam,
kiedy rodziców nie było, żeby zrobić im niespodziankę, to
słyszałem... "No jak ładnie, a nie mogłeś już przy okazji
tego i tego... ? "
Więc doszedłem do wniosku, po jaką cholerę mam się
starać... im się nigdy nie dogodzi... więc przestałem
cokolwiek robić, to usłyszałem, że jak byłem młodszy, to
byłem taki pracowity, a teraz...
No nie wyszło mi to na dobre... ale cóż poradzić...
Raz, raz w życiu usłyszałem od Ojca, że jest ze mnie dumny...
i nie zapomnę tego do końca życia...
Kiedy spierniczyłem się z galopującego konia, razem z
koniem... i przygniótł mi nogę, to po prostu wstałem, i
wsiadłem z powrotem... wtedy nie widziałem w tym nic
nadzwyczajnego... ale dopiero potem pojąłem, że 90% ludzi,
którzy chcą się nauczyć jeździć, i nie mają "wewnętrznego
powołania" po prostu już nie wsiadają na konia, kiedy
spadną...
może i są, nie wiem, nie mówią mi o tym.
A w sumie mogli by być-dobrze się uczę, nie kłócę się
zbytnio, pomagam im, nie pyskuję, ogólnie nie mają ze mną
żadnych problemów.