Trzy dni temu znalazłam przy drodze małego zajączka. Był bardzo wystraszony, nie ruszał się, prawdopodobnie się zgubił. Postanowiłam więc się nim zaopiekować. Nie jadł jeszcze stałych pokarmów, karmiłam go strzykawką z ciepłym mlekiem. Chciałam żeby urósł i nauczył się jeść zieleninę, żebym mogła wypuścić go na wolność. Dziś w nocy uciekł z klatki, niestety wiem, że sam jeszcze sobie nie poradzi...
Stąd wynika moje pytanie, czy mieliście kiedyś kontakt z młodymi dzikich zwierząt? Próbowaliście wychować np. małą wiewiórkę lub pisklę? Udało się?
Z tego co pamiętam to edisoniczka zadawała kiedyś pytanie o
rannego ptaka, ale nie pamiętam jaki był finał tej
''opieki''.
Oprócz dzikich kotów - osobiscie nie.
Jak byłam młoda i głupia, to często brałam pod swoje
skrzydła pisklaki, które wypadały z gniazda i się nimi
opiekowałam, po jakimś czasie wypuszczałam. Niektóre nawet
nie umiały latać, więc przypuszczam, że stanowiły posiłek
dla kotów.
Bez doświadczenia i wiedzy taka opieka jest bez sensu. Pisklak i
tak skazany jest na śmierć, tylko przed zdąży się
przynajmniej najeść. Raz jak
jeden zdechł to pamiętam, że przeprowadziliśmy mu sekcję
zwłok... scyzorykiem. Teraz myślę, że to było na prawdę
głupie.
Być może też bym na to wpadła, ale gniazdo było tak wysoko,
że aż dziw, że te ptaszyny przeżyły upadek z takiej
wysokości.
Oponą? HaHa! Nie trzeba było przynajmniej zszywać cięć,
których nawet swoją drogą nie było.
Ja też jak byłam mała zbierałam po okolice wszystkie chore
pisklaki albo ptaki, które były jakoś tam
uszkodzone.Oczywiście część z nich umierała,część
została zjadana przez moje koty.W sumie nie wiem czy jakiś
przeżył,nie pamiętam.
Słyszałam historie o tym jak innym udało się wyleczyć
jakiegoś ptaka albo właśnie wiewiórkę-potem przychodziła
ciągle po jedzenie,bo przyzwyczaiła się do miejsca.
Zdarzyło mi się dwa razy - ziębę i jaskółkę ze złamanymi
skrzydłami. Obie, pomimo około 2 tygodniowego trzymania w
klatce nie wykazały większego przywiązania do ludzi, po
wypuszczeniu nie ukazały się nikomu na oczy, wnioskuję, że
sobie poradziły. Ale były to dorosłe ptaki, więc nie było
takich problemów, jak z pisklakami, więc pewnie dlatego
przeżyły i miały się dobrze.
Moja mama znalazła kiedyś małą srokę, która wypadła z
gniazda,miała ją około pół roku ale później odleciała
ja za to miałam wróbelka tak
był nauczony, że zawsze przylatywał żeby go nakarmić ale
długo nie żył, dzieciaki sąsiadów go zadusiły.
Odpowiadasz użytkownikowi alice17
Zgłoś odpowiedź do moderacji
Dodaj odpowiedź
Zaloguj się, aby móc odpowiedzieć na pytanie i cieszyć się pełną funkcjonalnością serwisu. Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się.