Witam. Strasznie denerwują mnie sąsiedzi... Nie wiem dlaczego, ale mojej rodziny z okolicy nikt nie lubi. (podobno ciągnie się to któreś pokolenie). Ta nienawiść do nas tak weszła im w krew, że w sumie aktualnie nikt nie wie, od czego tak naprawdę się to zaczęło. Mi tam lata koło nosa, co mówią na mój temat. Staram się być miła, jednak wszyscy i tak odnoszą się negatywnie. Nawet jeśli niewielka garstka sąsiadów wydaje się przyjaźnie nastawiona, to w rzeczywistości jest bujda na resorach. Za plecami obrabiają tyłki. Najbardziej boli mnie to, że osoba, którą dażę uczuciem, patrzy na mnie przez pryzmat rodziny, tylko dlatego, że w jego domu wypowiadają się nieprzychylnie. Oczywiście nie jesteśmy razem, nie można mówić tu nawet o przyjaźni... Jesteśmy ot po prostu koleżeńsko nastawieni. Jego mama ze względu na wykonywany zawód, jest u nas dość często. Pamiętam, że od małego zawsze ją lubiłam. Wydawała się być przyjazna. Jak jestem coraz starsza, to zaczynam uświadamiać sobie, że to tylko maska... W sumie to nie wiem, ile wie na nasz temat... Ale jak w domu rodzinnym całe życie mówi się o kimś nieprzychylnie, to potem nie można się dziwić, że człowiek nie zmieni nagle punktu widzenia. Z kolegą możemy być znajomymi ze szkoły - przeciwko temu nikt nic nie ma. Jednak jeśli w grę wchodzą głębsze uczucia, to mogę już o tym zapomnieć... Ten, którego lubię, próbuje się dystansować. Prosto w twarz nie powiedziałam o swoich uczuciach, bo po prostu boję się, że mnie najzwyczajniej w świecie wyśmieje. Moje pytania brzmią: co zrobić, by mieć na wszystko wyjebane? Nie przejmować się innymi i ich 3 groszami? Być wolna emocjonalnie od jakiejkolwiek opinii? Zacząc móc żyć po swojemu...? Wiele rzeczy jest mi zabranianych, tylko dlatego, żeby sąsiedzi nie zaczeli plotkować...