Tak, było kilka takich chwil.
Np. jak wracałam z trasy z Litwy z zespołem i mieliśmy bardzo
poważny wypadek, straciłam wszystkie rzeczy, ale uratowałam
życie. Autokar zamienił się w bliżej nieokreśloną,
niewymiarową bryłkę i praktycznie mało co z niego
zostało.
Jak byłam na spływie kajakowym ostatnim, płynęliśmy
7-godzinną trasę, jak wpłynęliśmy na ostatnie jezioro,
zerwała się straszna burza, zaczął wiać okropny wiatr,
dookoła mnie było biało, nic nie wydziałam, wiosłowałam na
ślepo, nie wiedziałam dokąd płynę, ale jakoś
przeżyłam.
Byłam na ściance wspinaczkowej i mniej więcej w połowie
kolega do mnie krzyczy, że line mam przetartą, ale jakoś
zeszłam w dół, lina sie nie urwała, a kierownik dostał
niezły OPR.
Wpadłam do oczka wodnego, a nie umiałam jeszcze wtedy pływać,
ale byli moi przyjaciele. Chyba wtedy właściwie pierwszy raz
się topiłam.
Było jeszcze kilka takich sytuacji, może potem dopiszę.
tak. krotko przed transplantacja. wiedzialem, ze to juz czas
odejsc. nie chcialem wracac do domu. chcialem umrzec w szpitalu.
ale mi sie udalo. w nocy powiadomiono mnie ze jest dla mnie nowy
organ. pozegnalem sie profilaktycznie z rodzina i.... bylem
bardzo przyjemnie zaskoczony jak sie po paru dniach obudzilem i
zylem. to sie nazywa miec szczescie
Też kilka razy.
Jadę rowerem za autobusem nową trasę i nie spodziewałem się
zakrętu i wyleciałem na pas obok a z naprzeciwka tir ale udało
mi się wrócić na właściwy pas.
Również jechałem rowerem tym razem za tirem i przy 90km/h
wjechałem na gałęzie bo na drodze były. podbiło mnie do
góry i straciłem panowanie nad kierownicą ale ustałem na
szczęście.
Jechałem rowerem i koleś wyprzedzał na "trzeciego" i
wypchnął mnie z drogi dzięki czemu przeleciałem przez
kieronicę i wylądowałem na środku drogi. Miałem szczęście
że nic za mną nie jechało.
Robiliśmy wahadło ze znajomymi i skakało się z 15 metrowego
dachu. Z dołu wyglądało wszystko OK ale jak sięposzło na
górę lina się tak niefortunnie ułożyła że się przetarła
prawie całkiem. Kilka skoków i ktoś by spadł.
Ogólnie było tego więcej ale to takie które mi w pamięci
utkwiły.
taka jedna sytuacja: to było w zeszłe wakacje piłem wodę z
butelki i się zachłysnąłem, tak że trochę wlało się chyba
to tchawicy (tak mi się wydaję) i zacząłem się dusić, nie
mogłem powietrza złapać ani wpuścić, trwało to dosyć
długo, już myślałem że się uduszę nawet patrzyłem czy
jest miejsce na podłodze że jeśli będę leciał, to żebym
się dodatkowo nie poobijał ale tata był w domu i mi pomógł.
Długo to trwało ( nie wiedziałem że tyle bez powietrza mogę
wytrzymać)
2 razy jak chodziłam do przedszkola połknęłam jakieś
koraliki ale w ostatniej chwili mama mnie uratowała
kiedy miałam ok 5 lat byłam z rodzicami nad jeziorem weszłam
sama do wody i się przewróciłam ale tata szybko do mnie
podbiegł i mnie podniósł
pamiętam to do dziś...
zdarzyło się kilka takich momentów w moim życiu, że mogłam
się z nim pożegnać. większość jednak - a nie było ich
dużo - była wynikiem mojej własnej głupoty np. jeżdżenie na
rowerze po mieście i słuchanie muzyki .
Odpowiadasz użytkownikowi listless
Zgłoś odpowiedź do moderacji
Dodaj odpowiedź
Zaloguj się, aby móc odpowiedzieć na pytanie i cieszyć się pełną funkcjonalnością serwisu. Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się.