Gość (37.30.*.*)
Unia Europejska, ze swoim rozbudowanym systemem prawnym, jest często postrzegana przez pryzmat dwóch skrajnych narracji: z jednej strony jako motor napędowy integracji i wzrostu, z drugiej – jako biurokratyczny moloch, który dławi innowacyjność i konkurencyjność. Prawda, jak zwykle, leży pośrodku, a odpowiedź na pytanie, czy UE to nadregulacja, zależy od perspektywy i sektora gospodarki, który bierzemy pod lupę.
Krytycy Unii Europejskiej, zwłaszcza środowiska biznesowe i liberalni ekonomiści, od lat alarmują o zjawisku inflacji regulacyjnej. Dane są tu wymowne: w latach 2019–2024 w UE przyjęto około 13 tysięcy aktów prawnych, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych na poziomie federalnym było to zaledwie 3,5 tysiąca. Co więcej, unijne przepisy stają się coraz bardziej obszerne i skomplikowane, a ich treść bywa niespójna lub powtarzalna.
Raporty, takie jak ten przygotowany przez byłego prezesa EBC Mario Draghiego, wyraźnie wskazują, że nadmiar regulacji jest poważnym obciążeniem dla konkurencyjności gospodarek europejskich. W porównaniu z USA i Chinami, Europa odnotowuje niższy wzrost PKB per capita, a jej udział w globalnej gospodarce kurczy się.
Przedsiębiorcy wskazują na konkretne obszary, w których koszty biurokracji stają się zaporowe, zwłaszcza dla małych i średnich firm (MŚP):
Dodatkowym problemem jest tzw. "gold-plating", czyli praktyka państw członkowskich polegająca na wprowadzaniu bardziej restrykcyjnych lub dodatkowych wymogów krajowych przy implementacji dyrektyw UE, niż jest to wymagane przez prawo unijne. To zjawisko, szczególnie widoczne w Polsce, stawia lokalnych przedsiębiorców w niekorzystnej sytuacji konkurencyjnej w stosunku do firm z innych krajów UE, które wdrażają minimalne unijne standardy.
Z drugiej strony, Unia Europejska to przede wszystkim Jednolity Rynek, który jest największym atutem i fundamentem konkurencyjności państw członkowskich.
Umożliwienie swobodnego przepływu towarów, usług, osób i kapitału tworzy strefę gospodarczą liczącą około 450 milionów konsumentów, stanowiącą blisko 14,3% światowego PKB.
Unia Europejska, dzięki wielkości swojego rynku, stała się globalnym superregulatorem, wywierając wpływ na standardy na całym świecie – jest to tzw. "Efekt Brukseli".
Ponieważ niewiele globalnych firm może sobie pozwolić na nieprowadzenie działalności na lukratywnym rynku europejskim, są one zmuszone dostosować swoje produkty i praktyki do rygorystycznych norm UE (np. w zakresie prywatności - RODO, bezpieczeństwa produktów, ochrony środowiska). Często firmy te decydują się na stosowanie tych samych, wysokich standardów europejskich również w innych częściach świata, aby uniknąć kosztów związanych z podwójną produkcją lub usługami. To zjawisko:
Unia Europejska stoi przed fundamentalnym wyzwaniem: jak zachować korzyści płynące z jednolitego rynku (wzrost, swoboda handlu, globalny wpływ regulacyjny) i jednocześnie ograniczyć negatywne skutki nadmiernej biurokracji i kosztownych regulacji, które hamują innowacyjność i obniżają konkurencyjność w stosunku do USA i Chin.
Obecnie w Brukseli panuje świadomość tego problemu, czego dowodem są zapowiedzi Komisji Europejskiej dotyczące radykalnego zmniejszenia obciążeń regulacyjnych i administracyjnych oraz przeglądu istniejących przepisów w celu wyeliminowania wtórności i niespójności.
Ostatecznie, system regulacyjny UE jest mieczem obosiecznym. Z jednej strony, tworzy on największy na świecie zintegrowany rynek, który jest źródłem ogromnego wzrostu gospodarczego i dobrobytu, zwłaszcza dla nowych państw członkowskich. Z drugiej strony, inflacja przepisów, zwłaszcza w obszarach takich jak polityka klimatyczna czy cyfryzacja, oraz krajowe nadinterpretacje (gold-plating) stanowią realne obciążenie, które spowalnia innowacje i wymaga pilnej korekty. Kluczem do przyszłej konkurencyjności Europy jest znalezienie optymalnej równowagi między wysokimi standardami (Efekt Brukseli) a efektywnością gospodarczą.